Sypie się
Wędrowanie po różnych sadach sprawia, że rzuca się w oczy skala opadu czerwcowego. Po prostu pod drzewami leży bardzo dużo zawiązków. Nie da się ukryć, że tegoroczny opad jest intensywny. Są sady dość mocno dotknięte przez przymrozki i tam siłą rzeczy opada niewiele, ale majowe obniżki temperatury były tylko lokalnie intensywne, na większości obszaru kraju uprawy jabłoni przetrwały bez większego szwanku. Potencjał owocowania był ogromny od początku sezonu i już to dawało nam wskazówki, że opad może być duży.
W Polsce przerzedzanie to rzadkość, a jak napisałem o jego sensowności w tym sezonie, to przypięto mi łatkę naganiacza firm chemicznych. Patrząc na skalę naturalnego opadu widać, że jednak ingerencja w ilość zawiązków była wskazana. Stara prawda branżowa mówi, że nie ważne, ile spada ważne, ile zostaje. Generalnie jest tak, że grubo leci tam, gdzie i tak jest na drzewach bardzo dużo zawiązków. Krótkie spacery po kilku sadach pozwalają stwierdzić, że duży opad nie dotyczy sadów uszkodzonych przez przymrozki, to co tam zostało po majowych nocach to trzyma się całkiem sztywno i tylko w minimalnym stopniu opada. Także mimo bardzo intensywnego opadu jaki właśnie widzimy i widzieliśmy wcześniej, nie powinno to tragicznie wpłynąć na wielkość spodziewanych plonów. Mimo opadu zawiązków, które można garściami zbierać spod drzew, to i tak w koronach zostaje dość duża ich liczba. Dużo większe znaczenie dla plonu mogą mieć choroby i szkodniki.
O parchu już pisałem, ale patrząc na skalę popytu na węglany czy IBE widać, że ta kwestia będzie miała istotne znaczenie gospodarcze. Epidemia parcha w naszych sadach spowoduje przekierowanie dużej części produkcji na przetwórstwo przemysłowe. Do tego teraz dochodzi kwestia owocówki, która ma bardzo długie okno wylęgania się larw i szkód jakie może czynić na owocach. Zapewne, aby utrzymać jej populację pod kontrolą, będą potrzebne dwa zabiegi na pierwsze pokolenie. Z racji szerokich oszczędności jakie są wdrażane w polskich sadownictwie mniemam, że wielu sadowników sobie ten drugi zabieg odpuści, z czego przyjadą kłopoty w sierpniu. Drugie pokolenie jest tym silniejsze im mniej szczelna była kontrola pierwszego. Myślę, że owocówka i szkody przez nią czynione będą problemem w tym sezonie. To również jest argument za tym, że nastąpi znaczne przesunięcie produkcji w stronę przetwórstwa. Mniemam, że wielu producentów odpuści też sobie tak kosztowny zabieg jak cięcie letnie, więc spora część owoców będzie wyglądała po prostu słabo. Przy tej cenie nawozów i paliwa też nie będzie dużego pryskania wapniem, więc jakość wewnętrzna będzie raczej generalnie słaba.
Wszystko to każe sądzić, że jabłek w Polsce jesienią mało nie będzie, jednak większa niż zwykle ich część będzie kierowana do przetwórstwa. Jak to wpłynie na rynek? Rynek to ludzie a ludzie rządzą się emocjami (niestety). Z powodu braku płynności finansowej będzie presja na szybką sprzedaż prosto z drzewa, argumentem za takim rozwiązaniem będą też koszty energii elektrycznej, które wielu zniechęcą do przechowywania. Natomiast myśl o niższej presji podaży jabłka deserowego w drugiej części sezonu będzie argumentem za próbami przetrzymania owoców do wiosny, tylko jak duża cześć z nas będzie na tyle pewna jakości swoich owoców, aby zamykać je na pół roku w KA?
Komentarze
Co roku ten sam lament
A potem skrzyń brakuje
A największym problem nie będzie parch ani owocówka tylko brak pracowników do zbioru
Im więcej zostanie w sadzie tym cena będzie wyższa ale znając naszych geniuszy ekonomii co zbierali po 8 gr to wyczyszczą wszystko bo ziemią im się zakwasi