Czy polscy sadownicy są szaleni?
Przypisuje się Einsteinowi, choć chyba nie do końca słusznie, powiedzenie, że "szaleństwem jest robić ciągle to samo i oczekiwać innych rezultatów". Czy więc polscy sadownicy są szaleni? Święta się zbliżają i tak się refleksyjnie trochę nastroiłem. Zmiany w naszej branży widać gołym okiem i nie da się ukryć, że za kilka lat będziemy mieli inne sadownictwo. Tylko czy droga zmian, którą zaczęliśmy, doprowadzi nas do celu jakim jest dobre zarabianie na jabłkach?
Ostatnie lata są dość słabe, większość producentów ma regularny problem z nadprodukcją i w czerwcu sypie jabłka deserowe na przemysł. Utraciliśmy rynek rosyjski i nie znaleźliśmy innego, o podobnym potencjale zakupowym. Jednak podjęliśmy się gigantycznego zadania przeobrażenia naszej produkcji z Idaredów i Ligoli na Galę i Red Deliciousa. Wyrywamy stare kwatery, sadzimy nowe, z pożądanymi na świecie odmianami. Tylko czy na pewno idziemy w dobrym kierunku? Nie neguję potrzeby zamiany nasadzeń na Galę i Red Deliciousa, to dobry krok. Jednak czy zamiana odmian da nam wzrost dochodów w dłuższej perspektywie? Popatrzcie co już się stało z cenami Gali Royal w ciągu ostatnich pięciu lat, a przecież my dopiero stoimy u progu owocowania ostatnio założonych sadów. Jeszcze 3 lata temu do głowy by kupującym nie przyszło, aby kupować Galę od 7 cm, dziś już to stało się powszechne. Osobiście jestem fanem Gali, ale naprawdę przeraża mnie skala deprecjacji jej wartości w handlu surowcem. Być może jednak problem naszej branży kryje się w innym miejscu niż właściwy dobór odmian? Oczywiście, że tak. Ludzie próbują się ratować zmianą niepopularnych odmian na te bardziej pożądane przez rynek, nie dostrzegając, że to nie oferowany produkt stanowi problem, ale model gospodarstw jaki prowadzą. Właśnie skala spadku wartości Gali względem innych odmian, uzmysławia nam, że nie można pokładać nadziei tylko w wymianie nasadzeń. Tak samo jest z poprawą jakości, o którą to mityczną jakość apelują wszyscy (włącznie ze mną), lecz tak niewielu z nas radzi sobie z jej uzyskaniem, a właściwie to z uzyskaniem za nią relatywnie większych pieniędzy, niż sąsiedzi, którzy tejże nie mają. Ponieważ to nie zmiana jakości naszych owoców może nam dać zmianę negatywnego trendu w naszych gospodarstwach. Bardzo popieram wymianę nasadzeń i poprawę jakości jabłek, ale mylą się ci, którzy chcą w nich dostrzegać antidotum na nasze bolączki. My musimy zmienić całościowy model naszych gospodarstw, nie tylko oferowany produkt (Gala w miejsce Idareda) czy jego jakość (7 cm wobec 6 cm). Dlatego chylę czoła przed tymi, którzy to dostrzegają i próbują robić.
Znam sadowników, którzy poszli w detal i przemodelowali swoje gospodarstwa i produkcję owoców w nich, pod ten rodzaj handlu. Nie wiem jak na tym wyszli i mam wiele wątpliwości wobec tego modelu biznesowego ale zaryzykowali, weszli w lukę na rynku i próbują się jakoś odnaleźć w nowej rzeczywistości. Być może polegną, być może wygrają, ale szaleństwem jest tkwić ciągle w starym modelu i oczekiwać lepszych wyników.
Podziwiam też odwagę tych, którzy poszli w ekologię. Też mam wiele wątpliwości, też nie do końca mi się ta produkcja podoba, ale przyjęli nowy model gospodarowania i handlu, bo herbata nie staje się słodsza od mieszania, nawet jeśli będziemy mieszać szybciej lub też nową łyżeczką. Nie wszystkie pewnie zmiany sposobu gospodarowania się udadzą, ale nie da się ukryć, że tylko tak da się wyjść z tego marazmu, w jakim branża się znalazła.
Ludzie jabłka jedli, jedzą i pewnie będą jedli, więc produkcja tych owoców będzie i nie zniknie z krajobrazu. Tak bywa w rozwoju gospodarczym, że pewne modele funkcjonowania się kończą i trzeba coś zmieniać, bo inaczej wypada się z rynku. Dotyczy to większości branż, naszej też. Łańcuchy dostaw się zrywają, tworzone są nowe, pojawiają się nieznane wcześniej modele współpracy. Mimo, że ciągle klient widzi na sklepowej półce ten sam produkt, to całkowicie przemodeluje się jego droga na nią. Od 8 lat cierpimy na embargo, które położyło kres rozwojowi naszej branży w takim kształcie, jaki znaliśmy przez ostatnie lata. Dopóki nie uzmysłowimy sobie, że tamten świat odszedł i nie możemy ciągle produkować jabłek (jakie one by nie były, czy to Gloster czy Red Delicious) w taki sposób jak wcześniej, to będziemy tkwić na równi pochyłej i z każdym krokiem staczać się po niej. Skoro droga nie prowadzi nas już do celu, to zmiana butów tutaj nie pomoże, trzeba zmienić drogę.
Komentarze
Teraz to ze 40ton by się znalazło więcej po świętach jak będziemy coś sortować ale po 1 zeta to się nie opyla
Ej no.... znowu ten prezes to złodziej i oszust.... ;))[/quote Oszuści to może nie bo oszukują legalnie. Sadownicy sami dają towar grupie a grupa co chce z nim robi..
Ile tego masz min. 500ton 1za wagę. Każda grupa to łyknie. Oszywiscie towar już z KA
Ej no.... znowu ten prezes to złodziej i oszust.... ;))
Polscy sadownicy to w zdecydowanej większości idioci
Numer jest lepszy
Bushel idzie w rozmiarze 6,5- 7 a płacą za galę od 7+
A drobna po 0,8
Ile przycinają?
Jeszcze skrobną na wadze,sorcie i przemyśle
Można? Mozna