![](/images/2025/02/jak_na_jarmarku.jpg)
Jak na jarmarku
Sytuacja na rynku jabłek wygląda tak, że na dziś nie brakuje chętnych do kupowania jabłek. Nie chcę powiedzieć, że mamy już rynek sprzedawcy, ale prawie każde ogłoszenie sprzedaży spotyka się z bardzo dobrym odzewem. Jeśli towar ma dobrą kondycję, to nie ma problemu ze sprzedaniem.
Podstawą transakcji coraz częściej jest także średnia cena owoców w skrzyni, a nie „magia wyników sortowania”, po których nikt nigdy nie wie, ile dostanie za sprzedaną partię. Wśród ogłoszeń sprzedaży pojawiają się także takie, z cenami dość mocno odstającymi od realiów rynkowych. Podczas gdy większość transakcji zamyka się w przedziałach 1,8–2 zł/kg, to pojawiają się ogłoszenia z cenami 3 zł lub 2,5.
Ależ budzą one śmiech i szyderstwa kupujących, którzy dokazują w komentarzach. Szczerze powiem, że nie wiem, czy te wyższe ceny w ogóle będą realne w tym sezonie. Śmiem twierdzić, że niekoniecznie. Natomiast daleki jestem od kpienia z autorów tych ogłoszeń. W ogóle mamy w branży jakieś dziwne tendencje do pouczania innych, jak powinni wyceniać swój towar.
W grudniu mieliśmy falę pouczeń ogłoszeniodawców, którzy sprzedawali zbyt tanio. Oskarżano ich o psucie rynku. Teraz zarówno producenci, jak i handlarze pouczają sadowników, którzy chcą zbyt wysokich cen. Po co to wszystko? Po co szydercze komentarze pod ogłoszeniami i docinki? Czemu to ma służyć?
Jeśli ktoś wycenia swój towar zbyt wysoko, to rynek go zweryfikuje dość szybko. Jeśli jednak uda mu się to sprzedać, to może on miał rację, a nie kpiarze? Te pouczania powodowane są mieszaniną kompleksów, zazdrości i braku pewności siebie. Więcej mówią o ich autorach niż o ogłoszeniodawcach.
Drodzy sadownicy, to się Was też tyczy, nie tylko handlarzy. Nie podoba się Wam cena zakupu wystawiona przez nabywcę? To po prostu wzruszcie ramionami, bądź złóżcie kontrofertę, a nie wypisujcie komentarzy pełnych drwin. Po co komentujecie ofertę kolegi po fachu? To jego sprawa, za ile i jak chce sprzedać swoje owoce.
Boicie się, że on sprzeda, a dla Waszych jabłek już zabraknie miejsca na rynku? Cały ten zespół rozmów i komentarzy na Facebooku wygląda jak jarmark w powiatowym miasteczku. Pamiętacie Państwo te sceny z serialu „Chłopi”, gdy Antek sprzedawał pszenicę na targu albo krowę Żydom? Ten sam typ rozmowy, zmieniła się tylko technologia.
Nie każda wystawiona oferta musi zakończyć się transakcją. Komunikujmy się kulturalnie, jak przystało na ludzi biznesu. Po co dziś szydzić z kogoś, skoro jutro może będziemy robili razem interesy?
Czy Państwo widzieliście, żeby na Facebooku Audi pisało zgryźliwe komentarze pod postami z ofertą BMW? Jakaś interakcja jest możliwa, choć raczej rzadko do niej dochodzi i jest nad wyraz wyważona, nawet jeśli jest humorystyczna.
Kpiny typu „chyba za dwa kilo ta cena”, „nie psuj rynku, po X chodzi” lub „zejdź na ziemię, jest po Y”, są naprawdę słabe. Każdy ma swój towar, sam za niego odpowiada przed sobą (czasem jeszcze przed żoną), ma prawo wyceniać go wedle własnego uznania, nawet wówczas, jeśli my uważamy jego wycenę za błędną.