O tym, jak trudno znaleźć pracownika do rwania jabłek
– W tym momencie miałem zazwyczaj około 50 pracowników zrywających jabłka, teraz mam dwóch. Dobrze, że jabłek jest mniej, bo zostałyby na drzewach – mówi sadownik z okolic Błędowa. Problem z dostępnością siły roboczej sadownicy określają jako duży, jeszcze trudniej znaleźć pracownika może być w przyszłym sezonie, o ile produkcja dopisze. Dużym wybawieniem okazują się agencje pracy tymczasowej, do których kolejki co rano są ogromne.
Polscy eksperci od dawna podkreślali, że polskie sadownictwo stoi tanią siłą roboczą z Ukrainy. Była to nasza jedyna przewaga konkurencyjna w stosunku do sadowników z Zachodu. Dla przykładu, stawka za godzinę pracy w niemieckim sadzie wynosi około 8 euro, a w polskim 8 zł, czyli czterokrotnie mniej. Przy czym kluczowe jest tu słowo "wynosiła", bo dziś już takich stawek nie ma. Pensje poszybowały w górę. Wszystko z powodu braku chętnych. Deficyt rąk do pracy jest znaczny, skoro dziś 9-10 zł na godzinę to już standard (+zakwaterowanie). Dla jasności, Polaków chętnych do pracy również jest niewielka liczba. – Dlaczego płaci Pan 10 zł + zakwaterowanie – pytamy sadownika. – Dlaczego? Tegoroczne ceny jabłek są wysokie, więc mogę sobie na to pozwolić. Poza tym, nikt już nie przyjdzie za mniej – mówi.
Ratują sytuację "wypożyczalnie" pracowników. Co prawda, agencje dostarczają dużo większą liczbę ludzi niż w poprzednich latach, ale i tak nie wystarcza ich dla wszystkich producentów. Przed szóstą rano na placach agencji ustawia się ogromna kolejka sadowników. Kto pierwszy ten lepszy – pracowników może nie starczyć dla wszystkich. Lub dostaniemy mniejszą liczbę. Przykładowo, zamiast szóstki potrzebnej do zbioru Lobo, które leci z drzew, dostaniemy dwójkę. Następnego dnia, może wcale. Do ostatniej chwili jesteśmy również w niepewności – informację czy znowu dostaniemy pracowników, otrzymujemy dopiero późnym wieczorem. Nie odstraszają nawet stawki zaczynające się od 13 zł na godzinę. Innego wyjścia po prostu nie ma.
Dlaczego sadownicy nie wysłali zaproszeń na własną rękę? Trudniej niż zazwyczaj było znaleźć chętnych do przyjazdu.
Nasza główna przewaga w postaci siły roboczej maleje, a jeszcze nie nauczyliśmy się produkować takiej jakości jak Zachód. W tym roku sytuację ratuje fakt, że jabłek jest mniej, a ceny wysokie. I chociaż stresów jest dużo, sytuacja nie jest tragiczna. Co będzie za rok, kiedy jabłka obrodzą?
Komentarze
ŚMIECH NA SALI!
inaczej nie chca zbierac i uciekaja z pola...dzis byla kaczka w sosie borowikowym...rebiata podjadla i narwala az po 3 skrzynie.....zuchy