Droga jakość
Dziś ponownie będzie o tej mitycznej jakości. Jednak od drugiej strony. Do tej pory dostawało się sadownikom, bo produkują szrot. Nawet ostatnio byłem u sadownika, mierzyłem jędrność Ligola i wychodzi słabe 6kG. Kręcę trochę głową na ten wynik a sadownik śmieje się "w połowie maja to to jest rewelacyjny wynik!". No może i jest to dobry wynik, lecz daleki od oczekiwań rynku. Po prostu konkurencja posiada twardsze owoce w ofercie. O ile trzeba wciąż sadownikom przypominać o jakości (której jędrność jest bardzo ważnym składnikiem), o tyle trzeba napisać jeszcze, że ta jakość kosztuje. Dziś artykuł będzie do prezesów grup, nie do sadowników.
Oczywiście pod "grupami" umieszczam wszystkie firmy handlowe. Dlaczego nam tak słabo idzie podbijanie tych dalekich rynków? Co raz to słychać o partii próbnej na Tajwan, Kostarykę czy Kenię, Indii i Wietnamu już nie liczę. Dlaczego nie udało nam się stworzyć stałych linii handlowych do tych krajów? Dlaczego nie podbiliśmy Chin? Dla dzisiejszej dyskusji odpuścimy te niecne praktyki jakich dopuszczali się prezesi grup, gdy pod jeden certyfikat na Chiny jechały jabłka z kilku gospodarstw. To jest patologia i dno. Nawet dobrze, że szybko się to niektórym ucięło i zostali wyproszeni z rynku. Natomiast na tyle rynków, na które próbowaliśmy coś wysłać, prawie zawsze kończy się na kilku partiach próbnych. Potem przerwa, reklamacje, negocjacje. Coś ponownie wyślemy, ale bez szału i żadnego z tych nowych rynków szturmem nie podbiliśmy. Dlaczego? Mamy przecież dość tanie jabłko. Mamy go dużo. Mamy wszystkie atuty, aby wejść z buta na dany rynek i wykosić konkurencję. Jednak tak nie ma. Prędzej czy później przychodzą reklamacje. Te są normalne w handlu produktami świeżymi i zdarzają się wszystkim dostawcom na świecie. Natomiast nas te reklamacje zabijają, bo nie jesteśmy w stanie podać następnej partii bez zastrzeżeń, w końcu jest ich tak dużo, że klient rezygnuje. Dlaczego tak jest? Spójrzmy prawdzie w oczy – wysyłamy tam niepewny towar. Tak. Kupiony jak najtaniej, od tego kto sprzeda najniżej. W polskich grupach rzadko można liczyć na sortowanie na jakość. Nikt nie płaci więcej, gdy jabłko ma jędrność 9 kG zamiast powszechnego 6kG. Nikt nie płaci więcej, gdy jabłko ma 70% koloru zamiast powszechnego 40-50%. Nikt nie płaci więcej, gdy rozkład rozmiarów w partii jest najwłaściwszy do handlu. Polskie grupy kupują oby taniej. Oby jabłka spełniały te minimum koloru i minimum jędrności. Tak Panowie Prezesi, nie promujecie jakości, więc dostajecie szrot. Sadownicy produkują szrot, bo nikt im nie chce więcej zapłacić za jakość. Jakość musi kosztować. Tak jak kosztuje jakość Aston Martina, jak kosztuje jakość wódki Belvedere (jak to w ogóle porównać do tej berbeluchy Parkowej?!) czy szpilek od Manolo Blahnika.
Jeśli chcecie podbijać Azję czy Afrykę, to nie da się tego zrobić jabłkiem kupionym po 90 gorszy. Po prostu się nie da. Wyprodukowanie Gali Royal w rozmiarze 125/113/100/88/80/72 (bushel standard) o jędrności 8 kG pod koniec stycznia i 70% wybarwienia nie jest możliwe za 1,5 zł/kg. Naprawdę nie. Dla przykładu: standardowo podajemy 50 kg chlorku wapnia na hektar dla polepszenia jędrności owoców. Według badań Fruit Growers Victoria, z Australii, aby jabłko spełniło ostre kryteria dostaw do Azji Południowo-Wschodniej powinniśmy podać minimum 25 kilo czystego wapnia (a więc 75 kg chlorku) na hektar, w minimum 20 zabiegach. Także koszt nawożenia wapniem jest o 50% większy w przypadku jabłek o wysokiej jakości niż tych standardowych. Aby uzyskać pożądany rozkład rozmiarów w owocach Gali powinniśmy ją przerzedzić (najlepiej dwukrotnie) a potem jeszcze zrobić korektę ręczną w czerwcu/lipcu. Dla uzyskania wybarwienia na pożądanym poziomie przydałoby się też cięcie letnie tej odmiany. Na jędrność i rozmiar owoców ma wpływ ilość komórek w jabłku, aby ją zwiększyć należy intensyfikować podziały komórkowe tuż po kwitnieniu, w tym celu trzeba je stymulować poprzez zastosowanie odpowiedniego nawożenia. Do interwencji na parcha trzeba użyć tebukonazolu za 50 zł/ha a nie difenokonazolu za 25 zl/ha, bo tebukonazol chroni przed gniciem gniazda nasiennego. Do ochrony przedzbiorczej trzeba użyć 2x Bellisu a nie pozostawać na kaptanie, bo Bellis lepiej chroni przed gorzką zgnilizną. A kto z Was – Prezesi – nie dostał reklamacji na oczkowanie owoców? Na gnicie gniazda nasiennego? Na zbyt niską jędrność jabłek na rozładunku?
Mógłbym tak długo wyliczać kolejne działania jakie należy podjąć, aby wyprodukować super owoce, które podbiją Wietnam czy Kostarykę. Każde kolejne będzie zwiększało koszt produkcji.
Jakiś czas temu dowiedziałem się o pewnych sadownikach, którzy zrobili certyfikaty na Chiny kilka lat temu. Chcieli współpracować z jedną z grup, lecz temat upadł po pierwszych wysyłkach, bo grupa badziew wysyłała. Sadownicy jednak dalej widzieli sens w handlu z Chinami, sami znaleźli tam nabywcę, certyfikaty już mieli, sami zaczęli sortować jabłka i sami wysyłać. Robią to z powodzeniem do dziś. Robią to, bo się opłaca. Uzyskiwana cena pokrywa z nawiązką duże koszty wyprodukowania owoców na tamtejszy rynek. Sadownicy nawet nauczyli się wpływać na ilość Brixów w owocach, bo tam to jest ważne! Wszystko da się. Da się wyprodukować rozmiar, kolor a nawet smak owoców o ile jest sens. O ile ktoś będzie gotów zapłacić za to wszystko. Odpowiedzcie sobie sami szczerze, czy Wy naprawdę chcecie podbijać te rynki? Czy może bardziej Wam pasują te Tesca, Lidle i Kauflandy.
Komentarze
Nie znam się może na na uprawie jablek i nie wiem jakich środków użyć aby uzyskać dobrą jędrność i zabezpieczyc jabłka przed chorobami przechowalniczymi ale na pewno znam się na handlu i eksporcie i wiem, że obecnie głównym czynnikiem cenotwórczym w eksporcie na dalekie rynki jest transport, który podrożał średnio o 1000 EUR za kontener oraz opakowania które podrożały średnio o 15-20 %. A ceny na rynkach docelowych się nie zmieniły, tureckie, libańskie i irańskie jabłka królują na rynkach w Zatoce Perskiej i są tanie że względu na bliskie położenie rynku. My w stosunku do jabłek włoskich startujemy z ceną transportu wyższą o 1500 EUR. A kupcy arabscy nie będą nam dokładać ceny tylko dlatego że Polska ma gorsze położenie geograficzne. Dlatego jeśli w ubiegłym roku za galę na eksport można było zapłacić w porywach 2,20 zł to w tym roku sufitem jest cena 1,50 zł i nic tego nie zmieni. I radzę wszystkim sadowników uwijać się ze sprzedażą gali w tej cenie póki sezon trwa i nie ma alternatywy z półkuli południowej. Oczywiście tylko tym z jędrności ą powyżej 7 i dobrym zabezpieczeniem przechowalniczym, bo w innym wypadku siebie i eksportera wpakują na minę. Pozdrawiam.
Tak..następny geniusz ekonomii.cena przemysłu to może wpływać na cenę marketowego szrotu bo cena gali,goldena,Red delicious rządzi się swoimi prawami i nawet w 2018 przy 8 gr przemyśle gala była ponad ,1 zł gdy marketowe 30-50 gr
Porządny sadownik wie do czego służę BA i jej używa.
Czasem infekcja jest tak duża,do tego dochodzi zmycie kontaktu, że niestety interwencja jest niezbędna.
Więc nie wypowiadał bym się tak jednoznacznie bezkrytycznie tylko na bieżąco monitorował sytuację w sadzie by podjąć właściwą decyzję.
W punkt.