Odpowiedź sadownika na zarzuty o szkodliwości polskich jabłek
Wczoraj sadowniczym światem poruszył materiał o użyciu środków chemicznych. Nie wiedziałem z początku o co chodzi ani o jakiej skali problemu mówimy, skoro zareagował nawet Związek Sadowników (Polskie owoce są bezpieczne).
No i teraz tak: W zasadzie to ręce opadają na tyle, że nie wiadomo od czego zacząć. Od strony formalnej: wystarczy otworzyć program ochrony roślin sadowniczych mniej więcej na 275 stronie (w zależności od roku), żeby dowiedzieć się, że do zwalczania chwastów oprócz glifosatu mamy dopuszczone następujące substancje (stan zgodnie z w/w "Programem..." z 2020 roku): dazomet; dimetenamid; pendimetalina; diflufenikan; MCPA; fluazyfop-P-butylowy; propyzamid; pyraflufen etylowy oraz kwas nonanowy. I o ile mogę się zgodzić, że pryskanie glifosatem było bardzo prawdopodobne, to ten filmik nagrany chyba kalkulatorem niczego nie dowodzi. Jeśli idziemy dalej w kwestie formalne: spośród wyżej wymienionych środków największa karencja (WIKIPEDIA: W ochronie roślin jest to minimalny okres, który musi upłynąć od momentu zastosowania chemicznego środka ochrony roślin do zbiorów rośliny przeznaczonej do spożycia owoców, kwiatów. Zapobiega zatruciu pokarmowemu ludzi i zwierząt. Okres karencji podany jest w instrukcji stosowania środka ochrony roślin.) wynosi 45 dni. Nawet jeśli mamy do czynienia z jakąś wczesną odmianą jabłek to do połowy sierpnia mamy jeszcze ok 75 dni, a nie 45.
Trzecia sprawa w kwestiach formalnych: Ta substancja czynna jest dopuszczona do stosowania w sadownictwie, więc tym bardziej jeśli ten zabawny człowiek miałby się kogoś czepiać, to nie tego sadownika.
Następnie: Tylko w 2020 roku zostały wycofane z obiegu 22 substancje czynne. Oczywiście ktoś mógłby się spierać, że to wielkie korporacje i wielkie pieniądze. No ale idąc tym tropem: czy byłoby wycofane cokolwiek?
Dalej: jeśli ktoś nie wierzy w bezpieczeństwo żywności, to chyba nie ma dostępu do wiadomości, które można znaleźć w internecie.
Po drugie, od strony, nazwijmy to "technicznej": wspomniany wcześniej program ochrony roślin podaje dokładnie 57 substancji aktywnych oraz ich dopuszczalne normy w Europie, Chinach i Amerykach. Jeżeli wydaje się Wam, że ktoś z poważnych sadowników tego nie pilnuje, tym samym narażając się na to, że całość jego produkcji nie będzie mogła być nigdzie wyeksportowana, no to pomyślcie chwilę...
Następnie: masa sadowników korzysta z doradztwa, czyli: co kiedy czym pryskać i jakie inne zabiegi wykonać. W zasadzie każdy doradca mówi, do kiedy czym można pryskać, aby ostatecznie w owocu nie było pozostałości środków ochrony. Większość z sadowników na pamięć zna tabele rozkładu substancji czynnych. Naprawdę mógłbym długo wymieniać, ale nie chce mi się już. Wrzucam jedynie swoje wyniki z 2019 roku; spójrzcie, ile substancji czynnych jest badanych.
Plik dostępny tutaj: https://www.szybkiplik.pl/pGbEkjXHiq
Zasłoniłem tylko dane osób, które tam występują, numer zlecenia i mój numer klienta - nie chce mi się szukać, czy mogę to udostępniać, czy nie, więc zrobiłem to dla spokoju.
Mógłbym tak dalej wymieniać argumenty typu badania, analizy ekspertów, linki do fachowej prasy, ale powiem jeszcze jedną rzecz: przypadkiem się złożyło, że jestem moderatorem na chyba największej polskiej grupie sadowniczej na facebooku. Jest tam ponad 20 tyś członków. Naprawdę od naszej strony wygląda to zdecydowanie inaczej. Widać zmianę mentalności, kiedy ktoś w środek kwitnienia pryska w południe, a pod postem oburzenie. Kiedy wiemy i piszemy o tym, że środki owadobójcze dajemy tylko przed lub po kwitnieniu. Kiedy sami zarywamy noce dlatego, żeby wyjechać po 20, kiedy ryzyko zatrucia pszczół jest najmniejsze. Oczywiście mamy świadomość, że nie możemy wszystkich zadowolić w 100% i zrobić tego w 100% bezpiecznie i bez szkody dla środowiska. Popatrzcie jednak na mój profil, na profil innych sadowników czy rolników i zobaczcie, że od środka wygląda to zdecydowanie inaczej niż na filmikach jakiś krzykaczy w internecie. Ja mam świadomość, że tam jest ostra gra na emocjach i to się dobrze sprzedaje, tylko tamte opinie są gówno warte i nie mają nic wspólnego z prawdą.
Nasze możliwości produkcji też są z roku na rok ograniczane. Dochodzimy do momentu (o ile już nie doszliśmy), że rolnictwo ekologiczne nie będzie miało sensu, bo konwencjonalne środki są tak ograniczone (praktycznie rzecz biorąc to już nie ma większego sensu, ale aby o tym napisać znowu mnie musi coś tak zdenerwować jak to co dziś obejrzałem).
Podsumowując: Każdy, kto nie wierzy w tak zaawansowaną naukę jak środki ochrony roślin powinien stać na równi ze wszystkimi, kto nie wierzy w medycynę, rozwój i technologię. Czasem się zdarzy, że jakiś krzykacz powie coś mądrego, ale niestety to nie jest ten przypadek, o którym napisałem wyżej.
Grzegorz Gwardys, Gospodarstwo Sadownicze Grzegorz Gwardys
Komentarze
Glifosat jest szkodliwy a Monsanto a teraz Bayer wypłacają milionowe odszkodowania.
Problem nie są jabłka a żywność GMO lana z góry glifosatem i biedni polscy rolnicy osuszający zboża glifosatem zamiast kontaktowym herbicydem..
Później my to jemy albo jedzą zwierzęta,które zjadamy.
Gwarantuję że u każdego we krwi dasie oznaczyć glifosat