![](/images/20472148_682259721969933_290314199_n.jpg)
Straty po gradzie w Sadkowicach. Zdjęcia z sadu Państwa Kwiatkowskich
Gradobicie, które przeszło w gminie Sadkowice (woj. łódzkie) w nocy z 19 na 20 lipca poczyniło ogromne zniszczenia. Niestety, te okolice zostały również poszkodowane rok wcześniej i wielu gospodarzy obawia się, że nie uda się odtworzyć produkcji.
Sytuację pogarsza fakt, że w grad sprzed tygodnia zniszczył również pąki kwiatowe na przyszły rok. Zranione drzewa szybko raczeją, może okazać się, że trzeba będzie wyrywać część sadu, jak to było w ubiegłym sezonie w gospodarstwie naszych rozmówców, Pani Magdaleny i Tomasza Kwiatkowskich z Sadkowic.
Nasi gospodarze po doświadczeniach sprzed roku ubezpieczyli sad, lecz wielu sadowników wciąż na to nie stać, a jak mówi Pan Tomasz mimo wielokrotnych próśb, Urząd Wojewódzki nie chce wprowadzić stanu klęski żywiołowej, co pozwoliłoby skorzystać z unijnych pomocy.
– Grad zaskoczył nas nocą, na krótko przed 22.00. Burza gradowa przeszła w dwóch falach: pierwsza była łagodna, z delikatnym gradem, druga natomiast przynosiła już olbrzymie szkody – relacjonuje Pani Magdalena. Około 65 % gminy poniosło straty. Najbardziej ucierpiały Sadkowice, Kaleń i Paprotnia, Lutobory, Trębaczew, Lubania oraz Turobowice. Zniszczone są zawiązki, uszkodzone pędy i kora. Towar w żadnym wypadku nie będzie nadawał się do sprzedaży po cenie za owoce deserowe. Jak mówi Pan Tomasz, na razie zawiązki zostały na drzewie, ale nie wiadomo czy nie zgniją. Szczególnie źle wygląda sytuacja w młodych nasadzeniach, gdzie nie było dużo gałęzi, które mogłyby chronić jabłka. Dużo zależy również od pogody, jeśli nadal będzie tak wilgotno, owoce zgniją.
W tym momencie gospodarz skupił się na ratowaniu drzew, co jest bardzo trudne i kosztowne. Na 10 hektarach, które uprawiają Państwo Kwiatkowscy, samo zabezpieczenie środkami ochrony po gradobiciu pochłonęło kilka tysięcy złotych. – W ubiegłym roku również próbowałem ratować drzewa, ale niestety nie da się tego zabezpieczyć w stu procentach. Po ubiegłorocznym gradzie musiałem wyrwać znaczną część sadu, bo we znaki dały się choroby kory i drewna – wyjaśnia nam Pan Tomasz.
Nasi gospodarze, chociaż nie spodziewali się ponownego gradobicia, ubezpieczyli sad. Jednak jak podkreślają w rozmowie, dla wielu sadowników jest to zbyt dużym obciążeniem. – Nie możemy również pogodzić się z faktem braku pomocy ze strony łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. Pisma z prośbą o wprowadzenie stanku klęski żywiołowej wysyłaliśmy z Urzędu Gminy Sadkowice wielokrotnie, bez odzewu – opowiada Pan Kwiatkowski. – A wielu z nas bardzo liczy na uruchomienie pomocy z unii, między innymi mechanizmu odtwarzania potencjału produkcji. Skoro jest taka możliwość w innych województwach, chociażby mazowieckim, dlaczego i my nie możemy mieć takiej szansy? – dodaje.
Komentarze