Profesjonalni producenci „Pałlareta”
Siedzę sobie przed komputerem i przeglądam oferty na internetowych giełdach owocowych. Zawsze znajdowałem słowa uznania dla ludzi, którzy starają się wyjść do świata ze swoją ofertą i zainteresować nią potencjalnych nabywców. Jednak jest pewna rzecz, do której chciałbym się przyczepić. Nie jest to może najistotniejsza sprawa, ale naprawdę oczy bolą. Chodzi o błędy w pisowni jakie pojawiają się w ogłoszeniach.
Naprawdę nie ma takiej odmiany jak Gala Mass, ani Mast, ani też Muss. Nie ma takiej odmiany jak Idaret a jabłka nie mogą być "świerze". To przerażające, że sadownik nie wie nawet jak nazywa się odmiana, którą produkuje. Nie ma też takiej odmiany jak Princ albo w jeszcze lepszej wersji – Prync a "Red Prince" to marka jabłek a nie odmiana. Ktoś powie "no tak, ale przecież wszyscy wiedzą o co chodzi". Niby można na to przymknąć oko, niby strony transakcji wiedzą co jest jej przedmiotem. Jednak jak to świadczy o naszej branży? Jak ludzie pracujący w tych firmach handlowych, kupujący te jabłka i przeglądający ogłoszenia, oceniają nasze środowisko? Jakie pierwsze skojarzenia przychodzą im do głowy? Nie dość, że ludzie z miasta uważają się za lepszych od "wieśniaków", to teraz jeszcze nabierają prawdziwych argumentów do tego. Dlaczego z takim trudem przychodzi naszemu środowisku nauczenie się poprawnego zapisu nazw odmian? To nie są nowe odmiany, one nie weszły 3-4 lata temu, są w obrocie kilkanaście albo kilkadziesiąt lat i dalej jest problem z prawidłowym ich podpisaniem? Nie ma takiej odmiany jak Sun Rise, jest Sunrise. Nie można sprzedać jabłek z 8h sadu tylko z 8ha sadu, bo literka "h" oznacza godzinę a "ha" to hektar. A czy ktoś w ogóle zna odmianę Muthsu albo Pałlared? Może kogoś z Państwa to nie razi. Mnie bardzo. Widzę w internecie jak ludzie śmieją się z policjantów, którzy na mandacie piszą "czysta złotych". Czym różni się policjant piszący "czysta złotych" od sadownika piszącego "Pałlared"?
Drodzy Państwo, tu nie chodzi tylko o niedouczenie. Tu chodzi o profesjonalizm. Świat zewnętrzny ma mieć przekonanie, że sadownicy to profesjonaliści, którzy wiedzą co robią i można im w tym zaufać. Chciałbym aby branża naprawdę uchodziła za profesjonalną. Jak ktoś ma nas brać poważnie, skoro my mamy problem z poprawnym nazywaniem tego, co ludziom oferujemy?
Komentarze
Jeronimo to nawet w szkółkach sprzedają;)
No i oczywiście golden rangers. Ręce opadają.
Zawsze, w rozmowie z "sadownikiem" po sąsiedzku, na Bronkach widziałem zdziwienie w jego oczach gdy wspominałem o takich odmianach :Buttnera Czerwona;Faworytka;Amers ...
Gdy głąbie idziesz do krawca skrócić spodnie ten nie mów ci : dobrze skrócę panu te rękawy.Piekarz bułkę nazywa bułką a nie chlebem razowym.Mechanik zmieniając opony nie mówi że wymienia dętki itp itd.Odrobina wiedzy i myślenia na prawdę nie boli,uwierz człowieku.
A ja dziś na Bronki jadę z Amersem !a nie mieszańcem!