Dobry kierunek, czyli biznes, a nie kłębowisko emocji

Do wczorajszego artykułu [Wszystko idzie w dobrym kierunku] pojawiło się sporo komentarzy, wiele zarzutów, czasem śmiesznych, czasem w ogóle nie związanych z tekstem. Obawiam się, że chyba nie zostałem do końca dobrze zrozumiany, więc jeszcze raz się wypowiem.

Sam jestem sadownikiem i chciałbym, aby ceny jabłek były wyższe, aby z tego dało się żyć na przyzwoitym poziomie itd. Natomiast obserwując rynek jabłek jesienią zeszłego roku, potem zimą i wiosną, no i aktualny cyrk jesienny, dochodzę do wniosku, że aby tutaj było dobrze, to z rynku musi wypaść pewna część ludzi, część producentów o mentalności nieprzystającej do biznesu. Nie, nie dlatego, że mamy nadprodukcję, to w ogóle nie ma nic do rzeczy. Wyobraźcie sobie Państwo, że w tym sezonie zbierzemy 10 mln ton jabłek (każdy może rzucać liczbami to i ja sobie rzucę :) ). Jednak mimo takich rekordowych zbiorów podawalibyśmy na rynek nie więcej niż 50 tys. ton miesięcznie, z powodu sadowniczej miłości do jabłek i niechęci rozstawania się z nimi. Jaka wówczas byłaby ich cena? 2 zł/kg gwarantowane albo i 3 zł/kg. Dlaczego? Ponieważ byłoby to grubo poniżej zapotrzebowania rynku krajowego nie mówiąc o eksporcie. Także to nie sumaryczna ilość zebranych plonów jest przyczyną niskich cen, ale patologiczne niezrozumienie prawideł rynku przez część branży. Naprawdę rozumiem potrzebę przywrócenia płynności w wielu gospodarstwach, bo rachunki, bo raty, bo opryski, bo pracownicy.... Jasne, lecz jeśli rzucacie na rynek każdą kolejną odmianę, w zatrważających ilościach, to ceny będą dramatycznie niskie i na te rachunki nie zarobicie! Tu nie chodzi o to, że przetrwają ci, którzy mają KA albo ULO, lub mają zapasy skrzyń. Nie, to chodzi o to, że przetrwają ci, którzy rozumieją rynek i sobie na nim radzą, mimo tego, że cała reszta zajmuje się jego psuciem. Podam konkretny przykład: dwóch sadowników produkuje Red Jonaprice’a, pierwszy zainwestował w jakość i jego koszt bieżący produkcji kilograma wynosi 50 groszy a drugi olał ochronę, ma parcha jak cholera, zwójka powyżerała skórkę na co drugim owocu, tyle, że korka nie ma. Pierwszy sprzedaje swoje super owoce na sortowanie po 80 groszy do pobliskiej grupy, bo musi zdobyć kasę na raty w banku, opryski też kupił na kredyt, bo z wiosny kasy nie miał, Regalis czy Bellis są drogie, ale jakość musi kosztować, zamiast chlorku kupił super nawozy wapniowe po 80 zł/ha. Natomiast ten drugi też ma kredyty, też ma rachunki, do tego ochrona mu nie całkiem wyszła, ale za to nie ma zamiaru uczestniczyć w tym piekiełku polskim zwanym rynkiem jabłek. Zadzwonił do Niemiec na przetwórnie, widzi przecież co ma skrzyni, wie co mu sortownia zrobi z tymi jabłkami, wie też w końcu po ile są jabłka w Europie, więc oferuje swoje słabe jabłka na obierkę. Obierka chodzi na Zachodzie teraz po minimum 0,25 EUR/kg, więc nawet jak odliczy 10 centów na transport, to zostanie mu 15 centów, czyli prawie 70 groszy!

Powiem nawet więcej, sadownicy poważni, którzy mają pojęcie trochę o handlu, to jesienią 2020 roku sprzedawali wszystko jak leci. Cena była naprawdę wówczas dobra. Pamiętam w listopadzie jak klientowi z Hiszpanii pomagałem znaleźć Szampiona, mimo oferowania naprawdę dobrej kasy, poważni – wydawało się ludzie – nawet nie chcieli otwierać chłodni! "Bez dwójki z przodu nawet nie dzwoń" mówili. Potem sypali te owoce na ciężarówki. Tamto zachowanie tych ludzi z jesieni oraz aktualne zachowania sadowników mają ten sam mianownik – całkowicie niezrozumienie rynku. Jak rynek ssie, jest popyt i cena rośnie grubo powyżej kosztów produkcji, to owoce się sprzedaje a u nas wtedy wszyscy liczą na kolejną podwyżkę i "nie chcą się oszukać" zbyt tanio sprzedając. Natomiast jak cena jest niska i wręcz spada, to się nie sprzedaje jabłek. Podaż trzeba wówczas ograniczać, aby nie powodować dalszego spadku cen. Natomiast ogromna rzesza naszych kolegów po fachu ma znamiona zachowań obsesyjno-kompulsyjnych albo jakiegoś rozchwiania emocjonalnego. W efekcie działają wbrew własnemu interesowi, pogarszając swoją sytuację. Przestańcie narzekać na pośredników, że Was wykorzystują, przestańcie psioczyć na grupy – tak, oni są źli, wykorzystują Was, jednak Wy sami im na to pozwalacie. Przestańcie wierzyć, że oni są jakimiś dobrymi wujkami, którzy mają dbać o polskie sadownictwo, o Was. Oni dbają o swój interes, na chłodno, wręcz wyrachowanie. Wy też tak zacznijcie się zachowywać, wyłączcie emocje, przestańcie ulegać panice i zachowaniom stadnym. Na rynku finansowym istnieje takie powiedzenie, że jeśli już taksówkarz mówi ci, że warto inwestować w akcje jakiejś firmy, to na pewno trzeba z tych akcji uciekać. Po prostu nie warto podążać za tłumem, jeśli wszyscy trzymają to może warto jednak sprzedać, a jak wszyscy sprzedają, to może jednak warto przetrzymać trochę? Tu nie chodzi o to, kto jest zakutym bambrem, kto ma KA, ULO i Herculesa na podwórku. Naprawdę, obserwując rynek i branżę, śmiem twierdzić, że większość tego bogactwa to wcale nie pochodzi z rozumienia rynku i udanych transakcji, ale ze złotych czasów sadownictwa, gdy masa robiła kasę.

Zawsze miałem krytyczny stosunek do całej tej idei grup i kolektywizacji sadownictwa. Jednak nie jestem ślepy i naprawdę nasz rynek musi się oczyścić z ludzi, którzy masą swojej produkcji, ale przede wszystkim swoimi absurdalnymi zachowaniami psują rynek. To nie grupy są winne niskich cen, to Wy jesteście temu winni, sprzedając za jakieś grosze wszystko co wisi na drzewie. Przestańcie podawać na rynek kolejne partie owoców, pozwólcie, aby te "złe" grupy zaczęły szukać tego towaru. Oni żyją z pośrednictwa, pragną, aby przez ich linie przechodziły kolejne kilogramy i tony owoców, będą musieli kupić jabłka, bo inaczej nie zarobią. Z własnej chęci zysku, z własnej pazerności zaczną do Was dzwonić o towar. Tylko przestańcie już bez opamiętania wszystko sprzedawać. Tak jak napisałem w pierwszym akapicie, nawet jeślibyśmy zbierali 10 mln ton jabłek, ale w danym miesiącu rzucili na rynek tylko 50 tysięcy ton, to byśmy mieli super cenę. To nie wielkość zbiorów decyduje o cenie, tylko podaż w danym momencie.

Jednak osobiście wątpię w to, że ludzie pójdą po rozum do głowy i przestaną sprzedawać. Nie wierzę, że nagle się coś odmieni, mentalność bierze górę nad logicznymi argumentami. Dlatego sądzę, że w naszej branży normalność wróci dopiero wtedy, kiedy z rynku ubędzie ludzi opętanych jakimiś lękami i emocjami a zostaną ludzie, którzy faktycznie chcą prowadzić biznes a nie "siedzieć na gospodarce".

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

+1 #9 Olo 2021-10-12 08:58
Cytuję Roman:
Handlarze w trakcie zbioru specjalnie wstrzymują handel deserem żeby maksymalnie zbić ceny jabłek , a i tak mają kasę z przemyslu . Tak więc im nie zależy bna handlu deserem (przygotowanie dobrej marzy na cały sezon) , mają kasę z przemyslu i przyjdzie czas na dobrą kasę z deseru .
przecież nie ma powiązania między przemysłem A deserem.to jakby dwie różne branże więc o czym ty rozpisujesz
Cytować
+2 #8 Roman 2021-10-12 04:54
Handlarze w trakcie zbioru specjalnie wstrzymują handel deserem żeby maksymalnie zbić ceny jabłek , a i tak mają kasę z przemyslu . Tak więc im nie zależy bna handlu deserem (przygotowanie dobrej marzy na cały sezon) , mają kasę z przemyslu i przyjdzie czas na dobrą kasę z deseru .
Cytować
+4 #7 Sadovnik LU 2021-10-04 10:48
Cytuję Adam:
Ograniczenie podaży było rok temu na jesieni i do czego to doprowadziło na wiosnę do tego że dobrzy sadownicy z komorami ULO spanikowali o jabłko było poniżej kosztów..

Jak by ci dobrzy sadownicy nie wstawili do komór pogradowego niewybarwionego jabłka tylko normalny deser i nie cenili że musi być 2 z przodu w cenie to na wiosnę nie trzeba by było sypać.
Znam nawet pewną grupę co nakupila kilka komór rwanego przemysłu z kolorem niby na obierke ale koloru miało być 40% z myślą że sprzedadzą na market z dwukrotnie przebitka. No i potem było sypanie komór całą wiosnę jak się dupny towar wstawilo to przecież KA go nie uzdrowi na super extra
Cytować
-2 #6 Guest 2021-10-04 09:20
Panie Redaktorze to chyba Pan wykrzykuje że nie potrafimy liczyć ?
Cytować
+2 #5 Pawel 2021-10-04 04:36
8x50tys to daje nam 400tys ton a co z pozostałymi 9mln i 600tys ton jabłek?
Cytować
+3 #4 Ździch 2021-10-03 20:34
Matematyki nie oszukasz. 10m Ton po 50 tyś. na tydzień to 200 tygodni!
5mln ton to 100 tyg. Ile ma rok?
Ile tygodni ma sezon sprzedażowy jabłka pomijając święta BN?
Z ideą się zgadzam, popyt podaż to jedyne mechanizmy rynku kształtujące cenę.
Kolega Adam dokładnie wyjaśnił przykład z jesieni I wiosny ostatniego sezonu.

Jedyna droga to nowe rynki zbytu. Kropka.
Inaczej... wszyscy wiemy.
Cytować
+3 #3 Adam 2021-10-03 17:47
Ograniczenie podaży było rok temu na jesieni i do czego to doprowadziło na wiosnę do tego że dobrzy sadownicy z komorami ULO spanikowali o jabłko było poniżej kosztów..
Cytować
+8 #2 Sadovnik LU 2021-10-03 13:38
W 100% zgadzam się z autorem tego artykułu. Ograniczenie podaży wpłynie na cenę ale ze chłop zawiezie i za darmo rozumiem też pośredników pewnie sam bym maksymalizowal zyski jak bym kupował
Cytować
-3 #1 Adam 2021-10-03 11:57
Oczym panie Marcinie piszesz Problemem do nawet bogatych sadowników jest to że brak rynków zbytu a do tego ten nie jeden bogaty wciąż posiada duży udział odmian n które sprzedawał na wchód np. Idared.. Co do handlu to problemem jest brak tego handlu osobiście już od dwóch tygodni czekam na odbiór z grupy na gali pasek, prezes mówi że Export idzie tyle o oile a do jest mnóstwo chętnych do sprzedania tej że gali.. A do tego towaru w tym roku jest bardzo dużo więc co by nie robił myślę że i teraz i na wiosnę będzie dupa z ceną..
Cytować

Powiązane artykuły

Zacznijmy zarabiać na jabłkach

Zarabiasz więcej niż twój pracownik?

Sprzedaj gruszki nim przypłyną te z Argentyny

Sadownicy polują

X