Gonimy świat czy stoimy w miejscu?
Wiem, że to o czym dziś będę pisał w poniższym artykule jest abstrakcją dla większości producentów owoców w naszym kraju. Jednak niezależnie od tego, jak my sobie wyobrażamy produkcję jabłek i sadownictwo, to świata raczej nie to obchodzi. Świat idzie do przodu, rozwija się, wybiera kierunki zmian. Jednym z takich kierunków, w których podąża produkcja owoców (nie tylko jabłek), jest tracebility, czyli zdolność do wyśledzenie pochodzenia i drogi, jaką owoce muszą przebyć, nim trafią na sklepową półkę. Dla naszych branżowych kolegów w USA, RPA, Nowej Zelandii czy nawet Europy Zachodniej jest to norma. Mało tego, dla naszych polskich kolegów, którzy wyrwali się z tego pseudofeudalnego systemu zależności od pośredników i samodzielnie próbują sprzedawać swoje owoce, to też jest już norma.
Kiedy wchodzi się do przechowalni owoców sadownika, który współpracuje z marketami, ma te GlobalGAP-y, to pierwszą różnicą w porównaniu z kolegami, którzy oddają jabłka na sortowanie, są naklejki na skrzyniach. Wszyscy wymagają, aby każda skrzynia była oklejona a na naklejce musi być informacja co jest w środku (odmiana), kiedy owoce zostały zerwane i z której kwatery. Ma to ułatwić dokumentowanie pochodzenia owoców. Do tego wszystko to powinno tworzyć razem raport ze zbiorów, z ilościami skrzyń danej odmiany. Potem trzeba pokazywać, które skrzynie z chłodni trafiły do odpowiednich partii sprzedażowych w dostawach do sklepów. Biurokracja, której żaden sadownik nie lubi, ale jest ona koniecznością, jeśli tylko chcesz sprzedawać owoce komuś innemu niż pośrednik. Oczywiście świat znalazł już sposób na ułatwienie sobie z tym życia i zdigitalizował cały proces. XXI wiek dotarł również na wieś i cały proces śledzenia jabłek można mieć w telefonie. Wcześnie też były różne systemu informatyczne dla gospodarstw, ale to były ogromne pieniądze i raczej niewielu z nas mogło sobie pozwolić na nie. Dziś można sobie kupić aplikację na smartfona, która będzie kosztowała 100 USD a dzięki niej stworzymy naklejkę z kodem QR na skrzynię. W kodzie będą zapisane wszystkie informacje, jakie są pożądane przez odbiorców. Czytnik kodów jest praktycznie w każdym dzisiejszym telefonie, praktycznie każdy telefon może obsługiwać tę banalną aplikację, przy naprawdę niewielkim koszcie subskrybcji. Mało tego, w aplikacji możemy stworzyć dziennik zabiegów, więc przypiszemy zabiegi do poszczególnych kwater i rosnących tam owoców, a więc będziemy w stanie klientowi pokazać co i jak pryskaliśmy. Niech rzuci kamieniem tem, kto zawsze na bieżąco wyciąga kajecik i wpisuje zabiegi. Teraz wystarczy mieć ze sobą telefon w sadzie (kto nie ma?) i podczas przejazdu wykonać kilka kliknięć (kto nie klika?) a dziennik zabiegów powstanie na bieżąco i całe nerwowe przypominanie sobie oprysków przed kontrolą z IP odchodzi w niepamięć. No i te 100 USD to są prawdę całkiem niewielkie pieniądze. Wiem, że dla wielu z nas to jest abstrakcja, pewnie większość nawet nie myśli o problemach, które takie aplikacje rozwiązują, inni uważają je za śmieszne. Jednak trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że tak wygląda współczesny świat.
P.S. Z aplikacją dla sadowników można się zapoznać tutaj: https://farmable.tech/blog/the-100-hack-for-your-apple-harvest/?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR1NyFi2mRv886hnOfs-kDWxf5nTE5etruKj7ggaS29GAdPSKgCm-apvfJE_aem_Pn5qB5dirRoXbB-xOd40yg
Komentarze
Trzeba sadzic bo jest za mało i inni weszli na nasze miejsce
Przecież mg już mu dawno uciekliśmy, sadzimy nie śpimy