Zyska budżet, stracą sadownicy
Nie wiem czy Szanowni Czytelnicy wiedzą, ale Polska zostałą objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu. Nie jest to jakaś wielka tragedia, wiele krajów miało tę procedurę, jednak oznacza to, że musimy przedstawić Unii jak mamy zamiar pozbyć się nadmiernego długu. Rząd przedstawił więc w Brukseli swoje pomysły, w których pokazał jak będą wyglądały wydatki i przychodzy budżetu w następnych latach i jak mamy zamiar wrócić do sytuacji, kiedy dług publiczny będzie trzymany w unijnych widełkach. Nie jest to artykuł ani o przyczynach tej sytuacji, ani nie będę opisywał tych unijnych przepisów. Nadmienię tylko, że za nadmierny deficyt odpowiedzialni są również – a może nawet w szczególności – uprzednio rządzący. Rząd przedstawił kilka pomysłów, z których nas interesuje szczególnie jeden – wzrost stawki VAT na żywność. Wymyślili sobie, że aby nie przegrać z kretesem wyborów prezydenckich, to w przyszłym roku nie będzie wielkich zmian podatkowych, za to weźmiemy się ostro do cięć w latach kolejnych i w ciągu 3 lat wyjdziemy z nadmiernego długu. Jak to na nas wpłynie?
Otóż trzeba wiedzieć, że mamy w kraju 4 stawki podatku VAT, podstawową 23%, obniżoną 8% i obniżoną 5% oraz 0%. W stawce obniżonej 5% sprzedawana jest żywność, w tym nasze jabłka. To jest dokładnie ta wartość jaką wpisujecie na fakturze gdy komuś sprzejecie Państwo swoje owoce. Teraz rząd zobowiązał się do likwidacji tego obniżenia, czyli grozi nam objęcie owoców stawką 23%. No właśnie "grozi", bo nic dobrego z tego nie wyniknie dla nas. Otóż jako rolnicy mamy fajny układ, w którym sprzedajemy produkty przy 5%, ale kupujemy po 8 i 23%, w efekcie bardzo często mamy nadwyżki VAT do zwrotu. Jak będziemy sprzedawać po 23%, to zwrotów już nie będzie, raczej będziemy podatek płacić. Będzie to dla nas wybitnie niekorzystne rozwiązanie i szykuje się chyba masowy powrót rolników na RR. Już teraz, przy relatywnie wysokich cenach skupu owoców, rolnicy widzą, że trzeba się nagimnastykować aby zbilansować VAT należny z naliczonym. Do tego dochodzi problem sezonowności sprzedaży, czyli mamy kumulację sprzedaży i dużą wartość podatku w jednym okresie roku i rozłożony VAT naliczony na pozostałe miesiące roku.
Innym negatywnym następstwem ewentualnego podwyższenia VAT-u na jabłka będzie ograniczenie ich atrakcyjności zakupowej. O ile żywność podstawowa cechuje się niewielką elastycznością popytu, bo każdy chleb czy trochę mięsa kupić musi, to jednak owoce takie jak jabłka są już postrzegane jako produkt niższego rządu potrzeb. Jeśli będą droższe, to nie wpłynie to korzystanie na ich poziom konsumpcji. Od lat borykamy się z niskim spożyciem jabłek w Polsce i wzrost ich cen raczej nam nie pomoże w przełamaniu tej tendencji. Sam wzrost cen brutto owoców w handlu będzie hamulcem dla jego wolumenów. Nawet jeśli przyjmiemy neutralność tego podatku dla pośredników i sklepów, to fakt zamrożenia pieniędzy w podatku i czekanie tych 3 miesięcy na zwrot jest szalenie niepożądany. Już teraz, przy 5% stawce, zwrot podatku vat jest dość istotny dla płynności wielu firm, przy 23% będzie to dużo większe wyzwanie. Rolnicy dostaną chyba rykoszetem, bo rząd raczej ostrzy sobie ząbki na portfele konsumentów, tutaj upatrując możliwości zrabowania tych środków, które są potrzebne aby wyjść z nadmiernego deficytu. W rolnictwie będzie masowy zwrot ku RR lub szara strefa i pieniądze płacone gotóweczką.
Komentarze