Czy grupy są potrzebne? Jak wygląda kondycja grup producenckich?
Do niezwykle interesującej dyskusji doszło na 27 Spotkaniu Sadowniczym w Sandomierzu. Panel dyskusyjny skoncentrowany wokół tematu „Razem czy osobno – przyszłość grup producenckich” poprowadził Pan Adam Paradowski, prezes Wydawnictwa Plantpress. W dyskusji udział wziął: Pan Tomasz Olszewski, sadownik, członek grupy Owoc Sandomierski, Pan Tomasz Kalisiak, sadownik niezrzeszony, Pan Krzysztof Cybulak, sadownik niezrzeszony oraz Pan Zbigniew Rewera, prezes grupy „Refal”. Przedstawiamy najciekawsze wypowiedzi.
Temat rozpoczął Pan Paradowski, który zauważył, że powołanie do życia grup producenckich było wynikiem intensywnych zmian, które dokonywały się w polskim sadownictwie w ostatnim dziesięcioleciu. Jak podkreślał, zmiany na plus związane są między innymi ze zwiększeniem bazy przechowalniczej, czy powstaniem licznych obiektów, gdzie w krótkim czasie można wysortować i spakować jednolite partie owoców. Niestety, jak zauważa Pan Paradowski, w ciągu ostatnich trzech lat (czyli od momentu ogłoszenia embarga) z rynku dociera wiele niepokojących sygnałów o problemach grup producenckich. Bywa, że sadownicy zastanawiają się czy dobrze wybrali będąc w grupie. Według założenia, grupy producenckie miały łączyć sadowników, wzmocnić ich siłę w rozmowach z zagranicznymi odbiorcami. – Bardzo głośnym echem odbiły się bankructwa grup i to w jeszcze większym stopniu osłabiło zaufanie sadowników. A z drugiej strony, dzięki grupom jesteśmy w stanie wejść na nowe rynki i mieć możliwość wysyłania tam towaru – rozważał.
Jak zatem wygląda w tym momencie kondycja grup producenckich?
Zbigniew Rewera, prezes grupy „Refal”.
Pan Rewera zaznaczył na wstępie, że powstanie grup producenckich jest dużym postępem, przede wszystkim pod względem przechowywania, sortowania oraz możliwościach sprzedaży. Jednak, grupy mają też swoje problemy. – Niektórzy uważają, że jest trudno, a będzie jeszcze trudniej – mówił odnosząc się do rosnącej produkcji jabłek. Problemy wynikać będą również z rosnącej konkurencji chociażby na rynku europejskim.
– Jeśli chodzi o samą grupę, to wydaje mi się, że kondycja zależy od udziałowców i zarządu. Jeśli zarząd jest dobry, a udziałowcy się rozumieją, jeżeli w grupie jest wszystko jasne i odkryte, nic nie jest zatajane, jest dużo łatwiej. U nas prowadzimy politykę otwartości, udziałowcy wiedzą o wszystkim, co dzieje się w firmie. Zarówno jak jest dobrze, jak i kiedy jest słabiej. Co jest najważniejsze? Zrozumienie, otwartość. Co będzie później? Nie wiem – mówił. Na ten moment uważamy, że koszty spółka ma i musi je ponieść, tak samo muszą je ponieść sadownicy (koszty przechowywania, sortowania). Ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że sami indywidualnie pewnych rzeczy nie możemy przeskoczyć. Szczególnie sadownicy, którzy są mali, średni, nie są w stanie spełnić tych wszystkich warunków, szczególnie jeśli chodzi o sortowanie, pakowanie, czy przygotowanie towaru w odpowiedniej ilości. Pół samochodu, czy jeden samochód to zbyt mało – mówił zwracając uwagę, że partie handlowe muszą być coraz większe. Zdaniem Pana Rewery, grupy są potrzebne, szczególnie dla tych mniejszych sadowników, którzy nie muszą wydawać ogromnych pieniędzy na budowę chłodni czy sortowni. – Pozostaje tylko akceptacja kosztów, jakie są w spółce i wiedza na temat tego, co dzieje się w spółce. Jeśli zaufania w grupie nie ma, to wtedy jest źle. Jeśli jest zaufanie, wszyscy wiedzą co się dzieje, to jest szansa, żeby te spółki przetrwały – stwierdził.
Krzysztof Cybulak, sadownik niezrzeszony
Według Pana Cybulaka, idea grup producenckich z założenia była bardzo dobra, ale sprawa poszła w różnych kierunkach. Jak zauważył, kondycja grup producenckich zawsze jest pochodną kondycji sadownictwa w Polsce. Jeśli „lata są dobre” to sadownikowi jest dobrze niezależnie od tego czy jest w grupie czy poza nią. Również Pan Cybulak podkreśla, że kłopoty zaczęły się wraz z embargiem.
– Grupy dzielą się na takie, gdzie jest otwartość, sadowników nie traktuje się przedmiotowo, wszystko jest uzgadniane razem, jest wgląd do papierów, księgowości. Ale są również takie grupy, gdzie sadownicy byli potrzebni tylko do ich uznania. Teraz traktowani są po macoszemu, dostają najniższe stawki za jabłka, nie są dopuszczani do jakichkolwiek decyzji – relacjonował.
Druga kwestia jaką poruszył to przeinwestowanie. Zdaniem Pana Cybulaka, jeśli grupa zajmuje się jabłkiem to najważniejsze powinny być dla niej komory przechowalnicze, sortownie, pakowanie czy opakowania. Dopiero w momencie, kiedy jesteśmy pewni dobrej kondycji, możemy myśleć nad tłocznią soków, kostkarnią, mroźnią . – Natomiast, jeśli robi się wszystko na raz i bierze kilkadziesiąt milionów kredytu, to niestety można różnie skończyć – zauważył.
Póki co, zdaniem sadownika, nie jest możliwy handel bez grup.
Tomasz Kalisiak, sadownik indywidualny
Inne stanowisko zaprezentował Pan Kalisiak. – Rozumiem optymistyczne podejście do grup, ale wydaje mi się, że należy zadbać o pewien dystans. Wydaje mi się, że na naszym rynku jest miejsce dla grup dobrze prowadzonych, jest miejsce dla indywidualnych mocnych gospodarstw, jak i małych gospodarstw, które sprzedają jabłka na lokalnych rynkach – podkreślił na wstępie.
Zauważył, że w jego okolicach (Serock) nie ma grupy, a sadownicy funkcjonują.
– Sprzedaję jabłka do Omanu, Kazachstanu, Egiptu, Moskwy.. Sprzedaje jabłka również na lokalnych rynkach. Nie chcę negować, że grupy nie są potrzebne. Bo ja się z tym zgadzam. Ale to jest jeden z kanałów dystrybucji. Zaufanie – handlowałem również z grupami i mam bardzo różne doświadczenia. Jedna z grup nadal mi kolokwialnie „wisi” i chyba nie doczekam się pieniędzy. Pan Kalisiak zaznacza jednak, że współpracował również grupami, gdzie wszystko przebiegało bardzo pomyślnie.
Tomasz Olszewski, sadownik (zrzeszony był w grupie „Owoc Sandomierski”)
– Grupy na pewno tak, ale nie za wszelką cenę – rozpoczął. Jego zdaniem, kluczowym warunkiem funkcjonowania grupy powinna być transparentność i odpowiednie traktowanie członków grupy producenckiej, którzy dostarczają dla niej źródło bytu. Grupy nie mają racji bytu, jeśli sadownicy potrzebni są tylko do prawnego jej uznania.
– Wszyscy wierzyliśmy, że w grupie pracujemy nad własnym dobrem. W upadłym Owocu Sandomierskim nie było w niej ani relacji partnerskich, ani naprawdę biznesowych, bo w przypadku relacji biznesowych. Analiza spółki została przeprowadzona przez niezależną firmę wykazała, że główną przyczyną sytuacji majątkowo-finansowej spółki były uchybienia w zakresie zaciągania zobowiązań, utrata kontroli nad finansowaniem przedsiębiorstwa, niewłaściwy dobór kadr, brak racjonalnego biznesplanu.
– Tak jak mówiono – w grupie konieczna jest transparentność. Grupy tak, ale na zdrowych warunkach.
Pan Olszewski, zwrócił także uwagę na prywatne firmy handlowe, które mają dużo niższe koszty, jeśli chodzi o przygotowania towaru, które są w stanie zapłacić szybko za towar. – Rynek stał się wolny rynkiem. Sadownicy za chwilę mogą wybrać firmy niezależne, ale konkurencja jest potrzebna. Grupa jest ważnym elementem, ale dla grupy tak samo ważny powinien być sadownik – podsumował.
Komentarze
gp ma 40-50 kosztow z kg...
ciekawe kto pierwszy zniknie z rynku
Ad. Pan Rewera - powstanie grup nie jest postępem. To tylko zmiana organizacji. Postępem jest upowszechnienie technologii. Czy gdyby nie było grup to technologia ULO by do Polskie nie weszła?
Ad. Pan Cybylak - nie jest możliwy handel bez grup? Ha, ha, ha, ha..... Niech Pan to powie Pany Kalisiakowi
Ad. Pan Kalisiak - pełna zgoda. Jak ktoś chce to niech idzie do grupy, jak chce sam to niech sam sprzedaje.
Ad. Pan Olszewski - jeśli prywatne firmy mają mniejsze koszty, to oznacza, że grupy drożej sprzedają, czyli prędzej czy później nie będzie (albo już nie ma) dla nich miejsca na wolnym rynku.