Niskie ceny – mniejsze nakłady – niższa jakość?
W parze z jakością konieczna jest odpowiednia odmiana – taki wniosek nasuwa się obserwując sytuację na rynku. Różnicowania cen ze względu na parametry jakościowe nie ma. Za standardy odmianowe, choćby najwyższej jakości obecnie uzyskamy średnio około 40 – 50 groszy. Pytanie, do czego doprowadzi taka sytuacja, bo nie brakuje producentów, którzy z trudnością uregulowali faktury za środki do ochrony z poprzedniego sezonu. Czy to nie pogłębi mechanizmu błędnego koła – niskie ceny – mniejsze nakłady – niższa jakość?
Wielkimi krokami zbliża się nowy sezon w produkcji jabłek. Obecny większość sadowników uważa za stracony i szuka sposobu na zminimalizowanie strat, jakie przyniósł. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że dobrze poradzili sobie producenci Gali czy Goldena, po części Red Jonaprince'a. Bardzo źle przedstawia się natomiast bilans w gospodarstwach produkujących Glostera, Idareda, Szampiona, czy pozostałe Jonagoldy. Średni przychód z tych odmian to około 0,40 zł/kg, który może być jeszcze niższy, jeśli dość duży odsetek owoców został odrzucony na przemysł. Nie są to sumy pozwalające na odzyskanie nakładów na produkcję bieżącą, nie mówiąc już o amortyzacji maszyn, budynków czy drzew, a już na pewno nie wspominając o zyskach dla sadownika.
Po głosach ze środowiska sadowniczego widać, że ci producenci zdają już sobie sprawę, jak trudnym wyzwaniem będzie przyszły sezon. Wielu propaguje oparcie ochrony o najtańsze preparaty i zredukowanie liczy zabiegów do niezbędnego minimum, niestety kosztem końcowej jakości plonu. Pojawiają się również głosy rozważające sięganie po niezarejestrowane preparaty (ciecz kalifornijska, ciesz bordoska, węglan potasu).
Mówi się przede wszystkim o tym, jak wyprodukować jabłka przy niewielkich możliwościach finansowych. Niestety, ten sezon może być dużym wyzwaniem z punktu widzenia produkcji. Drzewa mogą zareagować przemiennością po zeszłorocznych rekordowych plonach. Podniesie to jednostkowe koszty produkcji oraz postawi sadowników przed koniecznością hamowania wzrostu i utrzymania plonu za pomocą proheksadionu wapnia.
Przymrozkowy sezon 2017 pokazał, że nawet niższa jakość też może być sprzedana w dobrych pieniądzach, lecz tylko wtedy, gdy popyt zdecydowanie przewyższa podaż. Czy tak będzie w tym sezonie? Faktycznie, sady mogą odreagować ubiegłoroczne wysokie plony, ale chyba nikt nie spodziewa się, aż takiej skali.
Trudno liczyć, żeby na Zachodzie, który interesował się w ubiegłym roku naszymi jabłkami windując ceny, również będzie mniej jabłek, a to ze względu na dużą uwagę przykładaną do przerzedzania. Duża skala przemienności może dotyczyć natomiast Wschodu, gdzie sprzyja temu powszechne stosowanie podkładek półkarłowych oraz mniejsze doświadczenie produkcyjne tamtejszych sadowników. Jednak eksport na Wschód utrudnia nam embargo i dynamicznie rozwijająca się produkcja w Serbii. Toteż czynnik potencjalnego popytu na jabłka z tego kierunku będzie silnie osłabiony, co widać już w tym roku. Oczywiście każdą ilość jabłek, bez względu na ich jakość, w tym tą wewnętrzną, z chęcią przyjmie przemysł przetwórczy.
Sadownicy, którzy w nasadzeniach duży udział odmian Gali czy Goldena, spokojnie znajdą środki na produkcję na wysokim poziomie. Mimo dość niskich cen na początku września, to jednak średnia z tego wydaje się być zadowalająca w porównaniu do innych odmian. Spokojnie pokryła koszty produkcji, a nawet można mówić o pewnym zysku. Ta grupa producentów, nie musi się martwić o oszczędności. W przypadku Gali czy Goldena mają oni pośrednio szansę konkurować na rynku światowym, gdzie trzeba mierzyć się z Galą z Chile, Nowej Zelandii czy Włoch. Te owoce muszą być najwyższej jakości.
Jeśli nie będzie miała miejsce sytuacja, która zaburzy rynek (jak przymrozki vide 2017), to raczej trudno spodziewać się nadzwyczajnego zwiększenia popytu na polskie jabłka w sezonie 2019/2020. Istnieje za to spore ryzyko, że znaczna część polskich jabłek nadal będzie miała jakość daleko odbiegającą od wymagań nabywców. I to nie z winy opieszałości producentów, a braku możliwości finansowych. Jabłka z takiej produkcji trafią raczej na taśmę niż półki sklepowe.
Komentarze
Niech każdy realizuje swoją wizję rozwoju własnego gospodarstwa a po paru latach ocenimy jak komu wyszło;)
Jedna uwaga personalna , nie zarzucaj mi braku wiedzy bo , w wielu tematach nie raczysz się wypowiadać merytorycznie a działasz jak troll : doskocz , przypieprz i odskocz.
Jeżeli chodzi o oszczędności w ochronie najważniejsza jest wiedza i dbałość, wykonywanie zabiegów w odpowiednim momencie i pogodzie niby oczywiste ale wielu to lekceważy
jak jeszcze pogoda dopomoże to można rok dwa przyoszczędzić.
Nic się nie kłóci....z racji szybciej konczonego wzrostu można odpuścić luźne zabiegi na mszyce,do tego lepsze pokrycie w przypadku reszty zabiegów co zwiększa skuteczność....dodatkowo mniejszy nakład na cięcie letnie...suma summarum drogi zabieg wychodzi tanio ale trzeba stosować ,żeby wiedzieć;)
Jest tylko jedna potworna wada tego zabiegu i nie jest nią cena
Cieczą na prawdę da się ochronić sad przed parchem i mączniakiem , ale jest to cholernie uciążliwe no i trzeba wiedzieć jak to robić , dodatkowo ciecz niszczy nam sprzęt.Ale i przy cieczy istotna jest wiedza, której (to był dla mnie szok, nie mają niektóre osoby z grójeckiego które od lat od czasu do czasu pryskali cieczą).A prohaeksadion kłóci się z pojęciem tańszej ochrony.Większym problemem moim zdaniem są szkodniki i tu można narobić bałaganu sobie jak i pozostałym sadownikom.Bo gdy ktoś pójdzie "po taniości" , to może mieć szkodniki zwalczone , ale owoce będą zawierać całą tablicę Mendelejewa.I jeśli importerzy zechcą, to te pozostałości znajdą i będzie dym i ucierpią wtedy wszyscy.
A niski procent jabłek dobrych jakościowo był u wielu zawsze i to się bardzo , procentowo może nie zmienić.
Patologicznie wysokie ceny i wiara w rynek rosyjski uśpiły sadowników...większość nie modernizowała bo szło ..a teraz się zejsralo i nie będzie za co modernizować...ot taki paradoks
Tylko nie każdemu ta Gala urośnie na miejscu po "tym'' Idarecie.
Ale przecież to wstyd nie mieć pana idareda w sadzie...i przeciez czas płaci nie odmiana jak mówi ludowe porzekadło