Zawiązki lecą na potęgę
Sytuacja w sadach wygląda bardzo niepokojąco. Zawiązki spadają na ziemię w zastraszającym tempie. Jest to efekt ciągnącej się przez kilka tygodni suszy, a także przymrozków, które w niektórych regionach w znaczącym procencie uszkodziły zawiązki. Niektóre sady już teraz są całkowicie „puste”.
W zależności od bardzo wielu czynników, opad może mieć różne natężenie. Bardzo często można wydawać się, że zawiązków spada na ziemię zbyt dużo, jednak później okazuje się, że liczba, która pozostała z pewnością wystarczy. W tym roku w pierwszej kolejności swoją rolę odegrała długo utrzymująca się susza. Nawozy rozsiane wiosną dopiero po ostatnich deszczach miały okazję dotrzeć do systemu korzeniowego. Teraz zaczyna być również widać skalę zniszczeń, jakie dokonały w niektórych regionach przymrozki. Obecnie w wielu sadach podczas lustracji gołym okiem widać, ile zawiązków spadnie.
Nie można zapominać także, że wiele sadów dotknęło w tym roku zjawisko przemienności. Tam, gdzie drzewa owocowały obficie w ubiegłym sezonie, kwitnienie było bardzo ograniczone lub nie występowało wcale. Jeśli kwitnienie było niewielkie, a sad został dodatkowo dotknięty przymrozkami, plonu nie będzie wcale.
Warto zauważyć, że przymrozkowy rok 2017 różnił się od obecnego. W 2016 plony były umiarkowane, natomiast w 2018 wszystkie sady zaowocowały na maksymalnym poziomie. Drzewa weszły w sezon 2019 bardzo przesilone. Zwróćmy także uwagę na fazę, w której pojawił się mróz. W tym roku zaczynały już formować się zawiązki. Warto sprawdzić jak sytuacja wygląda w naszym sadzie – chociaż zawiązki na niektórych odmianach są już całkiem pokaźne, w środku są brązowe – nie wiadomo jak będą zachowywały się w dalszej części sezonu.
Najgorzej wygląda sytuacja w odmianach z grupy Jonagoldów. Zarówno ze względu na przymrozki, jak i zjawisko przemienności. Ligol zazwyczaj nie kwitł ze względu na obfite owocowanie w roku ubiegłym. Przymrozki lepiej zniosły Gala, Golden, Szampion i Idared na starszych kwaterach.
Chociaż są sady, gdzie już w tym momencie można zdecydować o ewentualnym ograniczeniu nakładów na produkcję, wielu sadowników deklaruje, że czeka z decyzją do opadu. Jeśli na drzewach zostanie wystarczająca liczba zawiązków ochrona będzie prowadzona nadal na wysokim poziomie, jeśli natomiast okaże się, że po prostu nie opłaca się pryskać, zabiegi zostaną ograniczone do minimum.
Komentarze
W 2017' mój sad chroniony i nawożony był dobrze bez względu na to czy na danej kwaterze był dobry plon czy nie i o dziwo efekt tego działania nie był oczywisty ponieważ
bardzo duży urodzaj był na tych kwaterach które w poprzednim roku owocowały przyzwoicie
te bardziej przemrożone (Price i ligol) zamieniły się w las i musiałem je mocno przeciąć mimo zasstosowania regalisu
co z koleji obniżyło plon .
W tym roku powtórka z rozrywki
Potem "nawóz siarkowo-wapniowy" na przemian z węglanem potasu (w zależności od pogody) + mszyce.
Na wiosnę olej i nawóz oraz zabiegi miedzią i wszystko powinno być ok. Wypróbowałem ten scenariusz dwa lata temu.
Oponenci powiedzą że osłabiają się drzewa ale jeżeli w tej chwili są w dobrej kondycji to 3 miesiące oszczędności im nie zaszkodzą.Oczywiście trzeba lustrować sad szczególnie wrażliwe odmiany .
Słyszałem tez opinnie ze dobrze jest (choć to brzmi apsurdalnie)
letnie cięcie które ma wzmocnić kondycje pąków na nowy sezon ktore mogą być osłabione brakiem nawożenia .
Oczywiście wszystkim żądzi pogoda...
Czekam na opinię kogoś mądrzejszego