Nie dajmy ustawić rynku przez pośredników!
Nie lubię odnosić się do konkretnych ofert zakupu bądź sprzedaży, bo wnioskowanie ogólne na podstawie pojedynczych doświadczeń, jest sprzeczne z logiką arystotelesowską. Jednak tym razem zrobię wyjątek, ponieważ chciałbym Państwu przedstawić, jak ziszcza się na naszych oczach zjawisko, o którym pisałem już kilka razy wcześniej. Otóż miałem wątpliwą przyjemność spotkać się z takim ogłoszeniem:
Raczej mam marne zdanie o odmianie Gala Must, uważam ją za ślepą uliczkę w jaką wpakowali nas Holendrzy parę ładnych lat temu (dziękuję Paweł na podsunięcie i uargumentowanie tej tezy). Jednak to ogłoszenie, ta propozycja cenowa, to idealny przykład jak handlarze próbują rozgrywać polski rynek. Pisałem o tym wielokrotnie i napiszę jeszcze raz. Brak świadomości polskich sadowników o cenach w Europie, o wartości swojego jabłka, sprawia, że cenę na polskim rynku próbują ustalić pod siebie nabywcy, zarówno nasze tutejsze podmioty handlowe jak i działający na naszym rynku importerzy. Robią to zarówno wielkie firmy, najwięksi gracze na naszym rynku, eksportujący na różne kontynenty jak i małe firemki, mieszczące się w smartfonie ich właściciela.
Mechanizm jest prosty – skoro producenci nie wiedzą, ile jabłka są warte, to nabywcy próbują im proponować jak najniższe stawki. Zaczynamy licytację od dołu, może ktoś się skusi, a jak nie, to zawsze będzie z czego podnosić. Gdyby taki nabywca zobaczył listę ofert sprzedaży Gali Must, gdzie ceny oscylowałby wokół wartości (dajmy na to) 1,2-1,4 zł/kg, to nawet by mu do głowy nie przyszło dodanie ogłoszenia z ceną 0,80 zł/kg. Jednak polski sadownik chce sprzedać swoje jabłka, ale za ile to już nie ma pojęcia. Nie wie w jakich cenach kupuje Biedronka czy Maxima ani po ile kupują Egipcjanie. W efekcie naraża się na rozgrywanie przez kupujących. Nie mam do nich pretensji, nie mogę im niczego zarzucić, przecież oni działają jak najlepiej dla siebie. Po to założyli firmy, żeby jak najwięcej zarabiać. Mam pretensje i żal do sadowników. Praktycznie przy żadnej ofercie sprzedaży nie ma cen.
Sadownicy podświadomie czują się słabszą stroną transakcji, bo nie znają wartości i cen owoców na rynku. Dlatego tak nerwowo reagują na informacje o zwyżkach plonów w innych krajach, uważając je za propagandę w celu zaniżania cen. Doskonale sobie zdaję sprawę, że przestawienie myślenia starszego pokolenia jest praktycznie nie możliwe. Oni są nauczeni, że tak jak za komuny przyjeżdżało się na rampę GS, zdawałeś świniaka czy zboże i nie pytałeś o cenę, bo cena była urzędowa w całym kraju i nie było sensu pytać. Po ile było to było, trudno. Tylko dlaczego młode pokolenie dziedziczy ten sam model myślenia? Przecież gospodarka centralnie planowana już nie istnieje i Min Rol nie zatwierdza cen jabłek!
Początek sezonu, wielu ludzi chce sprzedać owoce prosto z drzewa, aby złapać co nieco grosza. Rozumieją to handlarze i próbują macać rynek, licząc, że ustawią go pod siebie. Nie próbujmy im tego ułatwiać pytając się ich "a ile oferujesz?". Sami oferujmy swój towar, sami oferujmy cenę. Jasne, bez przesady, bez absurdów, ale też bez upodlenia i sprzedaży bez zysku.
Naprawdę lepiej jest sprzedać 10 ton po 2 złote niż 20 ton po 1 złoty.
Komentarze
Było...jest za mało i inni wejdą na nasze miejsce
......po chu. Bylo tyle sadzic??????
Do tego dolicza marzę i oferuje.
U nas nie jest normalnie... ludzie nie potrafią liczyć tylko potrafią zebrać wszystko z pola bez wzyna cenę
Na Jadwigę w sadzie ma być czysto a brama zamknięta ;)
Co sadowników bez skrzyni,chłodni i zaplecza po znajomości cen na zachodzie jak on MUSI to sprzedać tu i teraz bo inaczej taśma
Mnie to nie dziwi bo po prostu jest zmuszony do tego.
Pod lufa karabinu ciężko się negocjuje;)
I to wina tego sadownika a nie rynku...