Nasze jabłka, nasze ceny
Już się zaczęło. Zbiory tuż, tuż, niektórzy już zerwali pierwsze jabłka, inni za chwilę to zrobią a wraz z tym zaczęła się patologia handlu. Ktoś chce kupić owoce, daje więc ogłoszenie o poszukiwaniu konkretnych odmian, a co dostaje w zamian? Zamiast ofert z cenami, ilościami i jakością, to jest tylko masa zapytań "ile dajesz?".
Już o tym pisałem wielokrotnie, wielokrotnie też pisali inni i ciągle nic do nikogo nie trafia. Ludzie tylko czekają na cenę od nabywcy, sami z siebie nie są w stanie wydobyć choćby widełek cenowych. Tak działają przedsiębiorcy rolni? To jest prawdziwy biznes? Ależ mi się dostało po wczorajszym artykule o eskalacji żądań cenowych, wszak niegodziwie jest krytykować duże oczekiwania finansowe przedsiębiorców. Jednak już kolejny dzień pokazuje jak absolutnie niebiznesowe jest podejście naszej branży do transakcji. Dalej jesteśmy mentalnie w PRL-u gdzie ceny ustalane były odgórnie, na wolnym rynku to właściciel towaru mówi w jakiej cenie chce go sprzedać. Tak jest w każdym biznesie. Gdy ktokolwiek wchodzi do hurtowni budowlanej to mówi, że chce kupić worek cementu po 10 złotych? Nie, wchodzi i pyta po ile sprzedają tutaj cement, i na tej podstawie podejmuje decyzję o kupnie bądź nie tego worka.
Chcemy dużo zarabiać na naszych jabłkach, ale sami stawiamy się w roli petentów, proszących o podanie ceny. Na litość boską, to my mamy w ręku owoc pożądania klientów i to my znamy koszt jego wytworzenia, i to by wiemy ile chcemy na tym mieć zysku. Klient zawsze chce kupić jak najtaniej, on nie może być latarnią wyznaczającą kierunek cenowy, bo on w ogóle nie kalkuluje naszych oczekiwań w swoich cenach. To jest paradoks, że chcemy być traktowani jak biznesmeni, jak poważni przedsiębiorcy i obruszamy się na porównywanie naszych oczekiwań zarobkowych do pracowników najemnych, ale gdy przychodzi do tego aby zachować się jak biznesmen to absolutnie z tego abdykujemy. To jak: jesteśmy tymi przedsiębiorcami rolnymi na wolnym rynku czy jednak dalej zdajemy towar na GS-ach?
Mechanizm pytania o cenę, stawianie się w roli wyczekującego na propozycję cenową i patologiczne jego skutki opisywałem już kilkukrotnie, nie chcę do tego wracać, jednak kolejny raz przekonujemy się, że my żadnymi biznesmenami nie jesteśmy, nie prowadzimy firm, nie rozumiemy rynku, nie wiemy jakie są nasze koszty produkcji, nie wiemy ile nawet chcemy zarobić na tych jabłkach, nie wiemy jakie są ceny w krajach ościennych, bo nie prowadzimy firm z prawdziwego zdarzenia. Naprawdę nie widzicie Państwo, że taki model prowadzenia gospodarstw pozbawia nas jakichkolwiek perspektyw? Nawet jeśli dziś dostaniemy te 2 złote od nabywców, to pozostawienie w ich ręku decyzji o cenach wyjściowych, będzie się mściło na nas przez lata.
Komentarze
Generalnie ludzie boją się podejmować decyzję i zawsze szukają kogoś na kogo potem w przypadku niepowodzenia można zrzucić winę
Stąd wszyscy doradcy,lifecoache,eksperci mają żniwa
Podjęcie decyzji wiąże się z nieuchronnymi konsekwencjami jeśli będą nietrafne
Trzeba jak by to dźwignąć a dziś chłopy maja orzeszki a nie big cojones
I mówię tu o każdej dziedzinie y