W przypadku sadowników, którzy oddali swoje jabłka do banków żywności i Caritas, zdarzają się przypadki, że od dwóch miesięcy czekają na rekompensaty. Jak podaje Agrobiznes, tak jest w sytuacji Marcina Kozaka, sadownika z Lubelszczyzny, który oddał ponad 90 ton jabłek. W związku z tym, że lubelskie banki żywności nie były w stanie przyjąć jego towaru, zmuszony był zawieźć je do punktów na południu Polski, oddalonych nawet o 300 km. Z znaczącym stopniu zwiększyło to jego koszty. W przypadku samych kartonów, w jakie zapakowane były jabłka, sięgnęły one 18 tys. złotych. Do tej pory sadownik nie otrzymał zwrotu z Agencji Rynku Rolnego i obawia się, że zaleganie przez ponad 60 dni z rozliczeniem się z dostawcami opakowań będzie skutkowało wkroczeniem komornika.
ARR nie czuje się winna, tłumacząc że procedury są żmudne, szczególnie jeśli w grę wchodzą duże kwoty. W przypadku M. Kozaka, wartość przekazanych jabłek przekracza 100 tys. złotych. Lubelscy sadownicy przekazali indywidulanie do banków żywności towar o wartości nawet 600 tys. złotych. Łącznie zgłoszono 328 wniosków, z czego około 20% sadowników nie otrzymało do tej pory rekompensat, na które ARR ma jeszcze kilka miesięcy.
Przeczytaj także: Ankieta: Która metoda pozwoli najskuteczniej ograniczyć nadwyżki jabłek na rynku?
Komentarze